Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biały człowiek. Nieraz w porze największego żaru, wśród atmosfery przepełnionéj subtelnym pyłem, zobaczysz wielkie wozy, zwane tu okrętami preryi, zaprzężone w trzy, cztery, a nawet i w sześć par mułów. Karawana taka dzwoni i brzęczy zdaleka, nad każdém bowiem chomontem zawieszają po cztery dzwonki, których odgłos zachęca pociągowe zwierzęta i dodaje im siły. Wierzchy wozów pokryte pasiastém płótném, w wozach zaś siedzą kobiety, dzieci, leżą sprzęty domowe; za karawaną skwaterowie, często murzyni lub metysi, dopędzają stadka krów i owiec, trzaskając z długich biczów, wykrzykując: „ho! ho!“ lub przeklinając upał i siebie wzajemuie. Obok każdego zaprzęgu idzie zwolna, ze sztućcem przez plecy „traweller,“ ubrany we flanelową koszulę i obszerne, zasłaniające go od słońca „sombrero.“
Co to za ludzie? to osadnicy ciągnący na „Daleki Zachód“ wraz z żonami, dziećmi i całym dobytkiem. Sami często nie wiedzą dokąd jadą. Czasem umieją wskazać Stan lub okolicę. „Jedziemy do Kanzas, Kolorado, lub Nebraski (mówią), albo téż w głuchy step. Jak znajdziemy ziemię, trochę drzewa i wodę to i osiądziem.
Nie potrzebuję mówić, jak dalece niebezpieczna jest taka podróż. Wprawdzie kilkunastu ludzi dobrze uzbrojonych i odważnych, niepotrzebuje się obawiać całych setek Siouxów, Pawnisów lub Uronów, jeżeli tylko pilnuje się dobrze i nie da uchwycić się w zasadzkę. Indyanin nie napada nigdy, jeżeli wie, że małe stosunkowo łupy i małą ilość skalpów przyszłoby mu wielką stratą opłacić. Zresztą w obec dzisiejszego stanu rzeczy i wobec solidarności, z jaką jedni biali mszczą się za drugich, czerwoni wojownicy, jeżeli nie bronią swych