Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzu nie poczuję chłodnego powiewu wilgoci, idącego z rzek i jezior. Oczy ich błędne i zaszłe krwią, oraz powywieszane języki, znamionują wściekłość i pragnienie.
Wieczorem dopiéro, gdy wielki czerwony krąg słoneczny stacza się za krańce widnokręgu, rozpoczyna się na stepach życie nocne. Tu i owdzie słychać złowrogie gardłowe wrzaski kaguarów, czasem ozwie się ryk szarego niedźwiedzia, po którym na chwilę milknie wszystko; a potém znów powiew wiatru przyniesie lękliwe skomlenia kujotów czyli małych wilków stepowych, idących w ślad za wielkiemi rozbójnikami, i żyjących z resztek ich biesiad.
Największy jednak ruch panuje koło rzeki i jezior, których woda mimo upałów nie wysycha. Ukrywszy się w pobrzeżnéj trzcinie lub sitowiu, można jak na dłoni widzieć całe menażerye wszelkiego rodzaju zwierząt. W czerwonych promieniach zachodzącego słońca rysują się z dziwną dokładnością ogromne czarne sylwety bizonów, biegnących truchtem po wysokim stepie ku wodzie, i nurzających się w niéj z lubością razem ze łbami; tu i owdzie, w lekkich i wdzięcznych podskokach zbliżają się stada malowniczych antylop, za niemi chyłkiem ciągną drapieżcy; czasem zaś rozchyla się trawa i krzaki, i wśród zarośli ukażą się na chwilę zdobne w pióra głowy indyan. Siedząc prawie w kuczki na koniach, zbrojni w dziryty, czerwoni wojownicy obejmują pałającemi oczyma ów świat zwierzęcy, który za chwilę ma stać się ich łupem.
W godzinach jednak upału, kiedy wszystko na stepie milczy i zasypia, i gdy nawet indyanin chroni się pod cień wigwamu, jedna tylko istota odważa się narazić głowę na promienie słoneczne, a tą istotą jest