Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

walczył iako Cezar przez cały dzień; wieczorem zasię, przy ostatnim spotkaniu, ozgrzawszy się w bitwie y wracane wieczorem przy zimnie takiem iż kamienie pękały, przeziębił się; y tak wyhodował w sobie chorość, od którey pomarł w miesiąc lub sześć tydni potym.
Okazowała słowem y postawą, iż żałowała go sielnie. A zważcie, iż dwa abo trzy lata przedtem, wysłał on dwa statki pod dowodztwem pana kapitana Bolio, iednego ze swoich kapitanów okrętowych. Wziął banderyę królowey szkockiey, którey nigdy nie widziano na morzach Wschodu, ani nie znano, z czego był wielgi podziw; o wzięciu bowiem flagi francuzkiey nie było ani pomyśleć z przyczyny soiuszu z Turkiem. Pan wielgi pryor zalecił rzeczonemu kapitanowi Bolio, aby zaczypił kotwicę w Neapolu, y odwidził w iego imieniu panią margrebinę y iey córki, którym to trzem posłał siła gościńców, wszelakich małych osobności, będących podczas w modzie na dworze y w pałacu w Pariżu y Francyey; bowiem ów pan wielgi pryor była to sama szczodrota a wspaniałość: czemu nie chybił kapitan Bolio y przedłożył wszytko, bywszy sam bardzo dobrze przyięty y nagrodzony pięknym podarkiem.
Pani margrebini czuła się tak uczczona tym gościńcem y pamięcią iaką zachował o niey, iż powtórzyła mi to kilka razy: zaco miłowała go ieszcze sielniey. Dla iego miłości uczyniła ieszcze świadczenie iednemu szlachcicowi gaskońskiemu, który był podczas na galerach pana wielgiego pryora: tenże, kiedyśmy odieżdżali, pozostał w mieście chory aż na śmierzć. Fortuna była mu tak