Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poradziła mu y sama wskazała aby poskoczył do onego komina, y ukrył się w onych liściach iako był, w koszuli, w czym dobrze mu posłużyło iż nie było to w zimie. Skoro król ułatwił swoią rzecz z oną panią, chciał oddać urynę; owo wstawszy, poszedł ią oddać do komina, dla braku iney dogodności; ku czemu parło go tak sielnie, iż skropił ubogiego miłośnika więcey niż gdyby nań wylano wiadro wody, bowiem oblał go, na sposób konwi ogrodowey, ze wszytkich stron, ba y na twarz, na oczy, do nosa, gęby, wszędy; możebna przemkła się iaka kropelka do gardzieli. Możecie mnimać, w iakiem udręczeniu był ów szlachcic, nie śmiał się bowiem poruszyć, y co za cirpliwość a wytrwałość była u niego w tym wszytkim! Król, ułatwiwszy się, odszedł, pożegnał się z panią y wyszedł z kownaty. Pani kazała zasunąć rygiel y przywołała służkę swego do łóżka, ogrzała go swoim ogniem, dała mu przywdziać czystą koszulę. Nie obeszło się bez śmiechu, po wielgiem przestraszeniu: bowiem, gdyby był odkryty, y on y ona byliby w wielgiem nieprzezpieczeństwie. Owa pani była ta sama, która, będąc sielnie rozmiłowana w panu Boniwecie y chcąc ukazać królowi co insze (który ztąd powziął conieco zazdrości), rzekła mu: „Dobry sobie iest ów pan Boniwet mnimaiąc iż iest piękny; y im więcey mu to powiedam, tem więcey w to wierzy, zasię ia dworuię sobie zeń; y tak przepędzam sobie czas, iest bowiem barzo ucieszny y mówi barzo ucieszne słówka; tak iż nie można się strzymać od śmiechu, gdy się iest z nim razem, tak trefnie umie przypowiadać”. Chciała przez to okazać królowi, iż one zwyczayne rozmówki iakie z nim miała,