Jeśli są mniejsze w méj niedoli szkody,
Proszę, zostańcie tutaj; — chcę swobody.
Kokin, już to dni kilka
Nosisz się z miną pobitego wilka.
Dawniéj byłeś jak źrebię.
Cóż to?
Ach! Chciałem zgnieść i wtłoczyć w siebie
Boleść mą — niemądry ja
I taka wstała tam hipochondryja,
Że umrę.
Cóż to za choroba sławna?
Choroba bardzo w modzie i niedawna.
Przywędrowała — ot dwa lata będzie,
A tak jest dzisiaj używana wszędzie,
I tak ją ściśle przykazuje moda,
Że pewna dama czerstwiuchna i młoda,
Słodziutką robiąc do kochanka minę,
Rzekła: Przynieś mi hipochondryi krzynę.
Lecz kroki pana słyszę,
Boże! List znajdzie, który pani pisze.
Poczekaj, moja mała!
Cóż tak pilnego? Gdzieżeś to biedź chciała?
Święta Panno kochana,
Panią uprzedzić o przybyciu pana.
Sługom nie ufaj wiele.
Wrodzeni domu to nieprzyjaciele,