Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i śmiałych, które dążą do szczęścia, nie bacząc na prawa, wbrew ich wymaganiom.
Ewelina należy do rasy innej — do rasy dusz uległych, harmonijnych, które nie rozumieją wzruszenia po za granicami obowiązku, które nie chciałyby szczęścia okupionego ceną błędu, które nie mogłyby go chcieć, bo takie szczęście nie byłoby już dla nich szczęściem. Gdyby to pobożne dziecko ujrzało mnie takim, jakim jestem, śród tej jasności, która według jego wyobrażenia, rozświetli najgłębsze tajniki duszy w dniu Sądu Ostatecznego, — nie kochałaby mnie mniej, jestem pewien, — kto się raz oddaje tak całkowicie, nic już nie odbiera; ale jestem też pewien, że cała jej miłość stałaby się jakby wielką raną. Wiem to, i ta świadomość jest dla mnie jakby sądem istottnym, jakby potępieniem. To dziecko, samą obecnością swoją każe mi powątpiewać o pojęciach, które rządziły całem mojem życiem. Mniemałem zawsze, że, rzucony na tę ziemię, w świat, którego nigdy nie zrozumie, z przyczyny, której nie zna, dla końca, o którym nic nie wie, człowiek, przez kilka lat, jakie mu są dane między dwiema nicościami, ma tylko jedną racyę bytu: mnożyć, podsycać, podniecać w sobie wrażenia gwałtowne i głębokie, a ponieważ miłość zawiera je wszystkie w stopniu najwyższym, kochać i być kochanym. Przy Ewelinie zaś, suggestya, której opieram się daremnie, nasuwa mi pytanie czy, myśląc w ten sposób, nie omyliłem się. Powstaje we mnie pojęcie, którego nienawidziłem zawsze, jako najbardziej zabójczego dla życia uczuciowe-