Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciem zupełnie nowem. Mój obłęd był, tragicznym w głębi, zapałem mężczyzny, który spodziewa się od małżeństwa tego, czego oczekujemy od namiętności zmysłowej — nadmiernego podniecenia wrażliwości, dreszczu najwyższego, zachwytu. Jakże mogłem czytać jasno w duszy własnej, skoro żyłem śród onieśmielającej poufałości połowicznej, kiedy młoda dziewczyna jest taka daleka i taka bliska, taka obca i taka swoja, taka spragniona uścisku i taka dziewiczo niedostępna? A jednakże błysk rozsądku po trzykroć przerywał to obłąkanie. Po trzykroć stwierdzałem — mógłbym stwierdzać, gdybym był chciał — że tożsamość dawnej mojej miłości z nową była złudną. Po trzykroć mogłem był przewidzieć to, co się teraz ze mną dzieje; to rozdarcie serca przez dwa uczucia, które się wyłączają, zamiast się dopełniać, które się zwalczają, zamiast się zlewać w jedno. Wyłączały się już, zwalczały w czasie zaręczyn, ale w takich głębiach duszy mojej, do których nie zstępowałem. A rozświetliły je trzy dowody. Ale ja zamknąłem oczy — i, pominąwszy ostrzeżenia, poszedłem dalej.
Pierwszy dowód przypadł za powrotem naszym z Hyéres. do Paryża, gdy przedstawiono mnie panu d’Andiguier’owi, zbieraczowi, staremu przyjacielowi Antoniny. Jakże często w ciągu ostatnich lat siedmiu pragnąłem poznać tego człowieka, pragnąłem i bałem się!... Wiedziałem od mojej biednej kochanki, że jego obrała wykonawcą swego testamentu.
Ztąd wywnioskowałem niegdyś, że nazajutrz po katastrofie wszystkie moje listy dostały się w jego ręce.