Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z nią ożenił. Powiesz mi pan swoje zdanie o niej...
Ta ponowna aluzya dowiodła mi, że Jakób nie omylił się co do projektów małżeńskich przyjaciela pięknej Łucyi Tardif, ani ja co do osoby, która była celem tych projektów. Gdy usłyszałem rzucone z udaną obojętnością wyrazy: „mała Duvernay”, wstrząsnął mną znów ten sam dreszcz, który po mnie przeszedł w Nizzy, skoro otworzyła się nagle przedemną perspektywa związku między tym zubożałym pankiem a córką mojej ukochanej Antoniny. Teraz, kiedy miałem na oczach sylwetkę Eweliny, małżeństwo podobne wydało mi się wstrętniejszem jeszcze. Ale czy to możliwe? Stawiałem sobie co chwila to zapytanie, w drodze do plaży, a później do bagnisk nadmorskich i na jeden z cyplów, jakiemi się kończy półwysep Giens, naprzeciwko Porquerolles, a który się nazywa Tour-Fondue.
Spoglądałem na mego towarzysza, który palił papierosa, wciśnięty w kąt powozu. Miał rysy regularne i delikatne, na których uwydatniły się już piętna hulanek paryzkich — ale dla kogo? Dla mnie, który znałem sprawy zakulisowe jego życia. To przedwoześnie zwiędłe oblicze nie przeszkadzało mu być tem, co zwykliśmy nazywać ładnym chłopcem. Słuchałem jego mowy i przekonywałem sio, że istotnie Paryż i najpospolitsze w nim rozrywki stanowiły treść jego wszystkich myśli. — Był to łobuz i do tego łobuz nawskroś zepsuty. Powinnoby to było być mi obojętne, bo ostatecznie czem Ewelina jest dla mnie,