Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na swe usługi nieomylny i tajemniczy dar podwójnego wzroku, od owej pierwszej chwili byłem pewien, że, jeśli zdołam się z nią zapoznać, będzie mnie kochała. Zapoznać się z nią? Ale jak? Trzeba było mieć dwadzieścia pięć lat, jak ja wówczas, ażeby się zdobyć na niedorzeczny, niesłychany krok, na jaki odważyłem się nazajutrz po tem spotkaniu. Trzeba było być ogarniętym przez ten szał namiętności, który mnie przejmował trwogą coraz bardziej gorączkową za każdem nowem rozczarowaniem, gdy pomyślałem, że jestem w kwiecie młodości, że ta młodość minie i że nie będę kochał prawdziwie, że narażam się na to, iż nie pokocham wcale, jeśli kobietę, którą mam pokochać, ominę w dniu, kiedy znajdzie się na mojej drodze!
Naturalnem, prostem byłoby, gdybym, zostawszy przedstawionym pani Duvernay, spróbował pójść do niej, być przez nią przyjęty, usiłował spodobać się jej, dostać do jej towarzystwa, zalecać się do niej wreszcie. Zamiast tego, na jakiż wybieg odważyłem się? Napisałem do niej list; i jaki list!... Oczywiście, nie odpowiedziała... Ośmieliłem się napisać list drugi, trzeci, czwarty i kilka innych jeszcze. Nie była to tylko prawie pewność, że zostanę potępiony przez nią na zawsze. Było to ponowne narażenie się na zanik uczucia, jakie zaczęło budzić się we mnie pod wpływem tego spotkania. Podniecając w sobie wolne, nie kochające serce temi stronicami, pisanemi do kobiety, o której nie wiedziałem nic, narażałem się na niebezpieczeństwo nagłego ostygnięcia w razie,