Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i ów rozkochany w miłości spostrzega, że nie kochał.
Zaczyna tedy nanowo gdzieindziej i doznaje tego samego rozczarowania i często biega tak od widziadła do widziadła aż do chwili, kiedy już jest za późno!... Ach! ta nędzna pogoń za wzruszeniem, nigdy nie osiągniętem, omal nie stała się historyą moich dziejów; a nawet już nią była! I kto wie, co stałoby się ze mną, gdyby nie przypadek — jeden z tych przypadków, które, gdy je sobie przypominamy, dają nam wrażenie przeznaczenia — nie zrządził, że udałem się owego dnia majowego w r. 1884 (widzę jeszcze jego przejrzysty lazur) do starej pani Saulnier, przyjaciółki mojej rodziny. Składałem jej wizytę raz do roku; pani Duvernay, która ją znała, nie odwiedzała jej częściej. Była u niej dnia tego... Ujrzałem ją, piękną tą urodą taką jej własną, jakby przesyconą wdziękiem i goryczą; z tem spojrzeniem takiem pieszczotliwem a takiem bacznem, z temi ustami, rozchylonemi do pocałunku a takiemi powściągliwemi, z tą delikatnością nerwową rąk, nóg, całej istoty; i zrozumiałem, że, jeżeli mam nareszcie doznać tego świętego wzruszenia, o którem tyle marzyłem, za którem uganiałem się już daremnie śród tylu przygód — to doznam go za sprawą tej kobiety.
Miałem kochanki i nie kochałem żadnej. Od pierwszej chwili odgadłem ze szczególnego wyrazu oczu, że Antonina nie była szczęśliwa. Znaczyło to dla mnie, że i ona dotąd nie kochała jeszcze. I jakgdyby nasze pragnienia, prawdziwie głębokie, miały