Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Błagam o przebaczenie i błąd swój wyznałem,
I że tak kosztownemi doświadczany dary,
Możebym sam się zachwiał w dotrzymaniu wiary,
Tem ją wyznaniem z własną jej cnotą zgodziwszy,
Odtąd w stałej z nią zgodzie żyłem najszczęśliwszy.
Oprócz serca ofiary jeszcze dar mi czyni
Z charta, otrzymanego od łowów bogini;
»Wszystkich — rzekła Dyana — z łatwością przegonią.
Mam też od niej ten pocisk, co go dzierżę w dłoni.
Gdziem drugi dar postradał, równie z pierwszym rzadki,
Wnet się dowiesz i dziwne usłyszysz wypadki.
Gdy niedocieczonego odgadnąwszy wieszcza,
Edyp kraj swój ocala i sfinksa w grób wmieszcza,
Zgon jego srogą zemstę w Temidzie rozżarza;
Zaraz więc nowym Teby potworem przeraża:
Zsyła wściekłego lisa. Ten na liczne stada
I na stwożonych włościan zuchwale napada.
Sąsiednia młodzież, tknięta Teban klęską krwawą,
Rozległe okolice zajmuje obławą.
Lecz lis, mocny i zwinny, jedne zrywa sieci,
Gdy inne lekkim skokiem, jak strzała, przeleci.
Ze smyczy psy spuszczone, pędzą i nastają,
Ale on, jak ptak, igra z goniącą go zgrają.
Wołam Lelapa mego — tak się zwał chart żony.
Do smyczy nieprzywykły i zniecierpliwiony,
Rwie się z obroży, ciągnie, wspina się i zżyma,
A zaledwie spuszczony, już go w oczach niema;
W piasku tylko ślad został. Strzała nie z tą mocą
Leci ani głaz, wartką wyrzucony procą.
Stanąłem pośród pola na wzgórzu wysokiem,
Tych nieznanych wyścigów bawiąc się widokiem.