Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Brat[1] jego w bystrych wodach posiłki mu daje.
Zwołał rzeki. Gdy weszły w dom: »Nie trzeba
Długich słów — rzecze — śpieszcie: taka wola nieba!
Wywrzyjcie wasze siły i domy otwórzcie,
Puście wodze strumieniom i tamy rozburzcie«!
Rozkazał; ci odeszli, zdroje rozwalniają
I w wyuzdanym biegu do morza wpadają.
On sam trącił trójzębem w ziemię przelęknioną:
Jęknęła i otwarła wód ukrytych łono.
Wzdęte ryczą po polach, a niszcząc zasiewy,
I ludzi porywają i stada i krzewy,
Chaty i poświęcone przybytki niebianom.
Choć gmach jaki dostoi wzburzonym bałwanom,
Przecież silniejsza wkrótce zakryje go fala,
Ponad wież szczyty nawet woda się przewala.
Już i ziemia i morze różnicy nie miało,
Wszystko jest morzem, morzu brzegów brakowało.
Jeden staje na górze, w czółno wsiada drugi
I tam wiosłem kieruje, gdzie prowadził pługi;
Ten po wierzchu wsi pływa i zasianej roli,
Inny postrzega rybę na szczycie topoli.
Ten na łąkach zielonych zapuszcza kotwicę,
Ów porze grzbietem nawy obfite winnice.
A gdzie wprzód lekkie kozy gryzły trawkę mąłą,
Tam byk morski pokłada swe olbrzymie ciało.
Widząc pod wodą miasta, gaje i świątynie,
Morskie na to zjawisko zdumiały boginie.
Delfiny, tłukąc dęby, igrały po lesie;
Płynie wilk pośród owiec; tu fala lwa niesie,

  1. Neptun, bóg morza.