Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pytają; Jowisz na to: »Moje w tem staranie;
Bądźcie spokojni; wkrótce cudownie powstanie
Dawnemu niepodobne i cnotliwsze plemię!«
Już miał swe gromy ciskać na przelękłą ziemię;
Lecz z obawy, by pożar, wszczęty od pioruna,
Eteru nie ogarnął, nie spalił bieguna,[1]
I pomny, że wyroków wolą niecofnioną
Kiedyś morza i ziemia i niebiosa spłoną
I cały świat powszechna ogarnie zagłada,
Ukute przez Cyklopów pioruny odkłada;
Inszą karą chce zniszczyć ziemian ród zuchwały,
Chce, by wszystkich chmur z nieba deszcze razem lały.


IV. Potop.

Zasadza Akwilona do eolskiej góry
Z wiatrami, co skupione, rozpędzają chmury;
Zsyła Nota. Na mokrych skrzydłach Not się wznosi;
Groźną twarz jego gęsta mgła kroplami rosi,
Na czole mgły osiadły, deszczem cięży broda,
Z włosów siwych i skrzydeł zwolna ścieka woda.
On gdy silnem ramieniem chmury z sobą zetrze,
Grom pada i rzęsisty deszcz siecze powietrze.
Iryda w różnobarwne przybrana odzienie,
Zbiera wody, podaje chmurom pożywienie.
Ścielą się zboża, smutna nadzieja rolnika,
Długiego roku praca nadaremnie znika.
Ale na zemście niebios Jowisz nie przestaje;

  1. Biegun, na którym się obraca sklepienie niebieskie, tu synekdocha: niebo.