Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Obwieszczam przyjście boga; lud padł na kolana.
Łatwowierność poddanych Likaon wykpiwa.
»Wkrótce się nam odkryje prawda niewątpliwa;
Poznam — rzekł — czy was wiara nie łudzi pobożna,
Człowiek li to, lub czy go za boga mieć można«.
Chciał mię zabić; ten zamiar miał w nocy wykonać,
Żeby się tym sposobem o prawdzie przekonać.
Wprzód jednak z zakładników, jakich mu kraina
Molossów przystawiła, jednego zarzyna;
Część ciała warzy w wodzie, część piecze na rożnie
I na taką mię ucztę zaprasza bezbożnie.
Jam zaraz mściwym ogniem pałac jego spalił,
Godzien, by swego pana gruzami przywalił.
On, przelękły, ucieka, wśród milczenia nocy
Wyje, chciałby przemówić, lecz już nie ma mocy;
Pieni się od wściekłości, do łupiestwa śpieszy
I rzuca się na stada i z krwi jeszcze cieszy.
Suknie w sierść, ręce w nogi, sam w wilka się zmienia.
W nowej postaci dawne zostają pragnienia;
Siwe miał dawniej włosy: sierść została siwa
I wzrok srogością skrzący i żądza krwi chciwa.
Znikł dom jeden, lecz wszystkie tak zniknąć powinny,
Bo już nad całą ziemią panują Erynny.
Zda się, że wszyscy zbrodni poprzysięgli wiarę.
Spełnię wyrok, odniosą zasłużoną karę«,
Część zgromadzonych jawnie głos Jowisza chwali;
Ci go jątrzą, ci tylko w milczeniu słuchali,
Lecz wszystkich los człowieka do litości budzi.
Osierocona ziemia czem będzie bez ludzi?
Od kogo na ołtarzach ofiary mieć będą?
Czy tylko dzikie zwierze cały świat posiędą?