Przejdź do zawartości

Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Znalazł w niem dążące do pracy lub powracające z łupem szare, bezbronne owady, nie posiadające mocnych szczęk, a nawet oczu.
Zato Bóg obdarzył je rozumem, a także zdolnością do zgody.
Każdy termit wie, co ma robić, jak pomagać innym i jak się opiekować całym ludkiem owadzim, zamkniętym w kopcu.
Bociek najadł się znakomicie i zdrzemnął, stojąc na jednej nodze.
Obudził go głośny plusk wody i chrapliwe parskanie.
Spojrzał na rzekę.
Z toni wynurzyła się potworna głowa jakiegoś olbrzyma.
Właściwie raczej sama paszcza, nad którą błyszczały małe oczki i poruszały się czujnie śmieszne, drobne uszki.
Zwierzę, nurkując co chwila i prychając głośno, zbliżało się do brzegu.
Długo się gramoliło, zapadając do trzęsawiska, lecz wkońcu znalazło twardsze oparcie i wyszło z wody.
Bociek nic podobnego nie widział.
— Wieprz, czy nie wieprz? — myślał, lecz zrozumiał, że widzi przed sobą zupełnie osobliwe zwierzę.