Przejdź do zawartości

Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przerwał grę, spojrzał na lorda Henryka i zapytał: — Harry, czy nigdy nie przyszło ci na myśl, że Bazyli mógł zostać zamordowany?
Lord Henryk ziewnął. — Bazyli był lubiany i nosił zawsze lichy zegarek Waterbury. Dlaczegoby go miano zamordować? Na to, aby mieć wrogów, był za mało mądry. Oczywiście w sztuce był genjuszem. Ale można malować jak Velasquez, a być przytem niezmiernie ograniczonym. Był dla mnie raz tylko ciekawy, kiedy mi przed laty opowiadał o swojej czci dla ciebie i o tem, że jesteś dominującym motywem w jego sztuce.
— Bardzo lubiłem Bazylego, — rzekł Dorjan z odcieniem smutku w głosie. — Ale powiadają, że został zamordowany?
— Och, niektóre gazety twierdzą, że tak jest. Mnie się to wydaje absolutnie nieprawdopodobne. Wiem, że istnieją w Paryżu straszne nory, ale Bazyli nie był człowiekiem, który uczęszczał do takich miejsc. Nie był ciekawy. To była jego główna wada.
— Cobyś powiedział, Harry, gdybym ci wyznał, że ja zamordowałem Bazylego Hallwarda? — rzekł Dorjan. Po wypowiedzeniu tych słów obserwował lorda Henryka bacznie.
— Powiedziałbym, mój kochany, że pozujesz na charakter, z którym ci nie do twarzy. Wszelkie przestępstwo jest wulgarne, jak wszelka wulgarność jest przestępstwem. Morderstwo nie zgadza się z tobą, Dorjanie. Przykro mi, jeśli urażam przez to twą próżność, ale zapewniam cię, że to prawda. Przestępstwo należy wyłącznie do sfer niższych. Nie potępiam ich bynajmniej. Wyobrażam sobie, że przestępstwo jest dla nich tem, czem dla nas sztuka, mianowicie środkiem do osiągnięcia niezwykłych podniet.