Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Środkiem do osiągnięcia podniet? Przypuszczasz więc, że człowiek, który popełnił morderstwo, mógłby to samo przestępstwo popełnłć po raz drugi? Nie mów mi tego.
— O! wszystko staje się rozkoszą, co się robi za często, — zawołał lord Henryk ze śmiechem. — To jedna z najważniejszych tajemnic życia. Sądzę jednak, że morderstwo jest zawsze fałszywym krokiem. Nie powinno się nigdy robić niczego, o czem nie można rozmawiać po obiedzie. Ale dajmy spokój biednemu Bazylemu. Byłbym rad, gdybym mógł wierzyć, że spotkał go tak romantyczny koniec, jak napomknąłeś; ale nie mogę. Przypuszczam, że spadł z omnibusu do Sekwany, a konduktor zatuszował skandal. Tak: przypuszczam, że taki był jego koniec. Widzę go niemal jak leży na grzbiecie pod brudno-zieloną wodą, a czarne łodzie mkną ponad nim, zaś długie rośliny splatają się z jego włosami. Wiesz, nie przypuszczam, aby on jeszcze wiele dobrego stworzył. W ostatnich latach bardzo się opuścił w malarstwie.
Dorjan westchnął, a lord Henryk przeszedł przez pokój i pogłaskał dziwaczną papugę jawajską, wielkiego ptaka o szarem upierzeniu, różowej piersi i takim samym ogonie, kołyszącego się na bambusowym drążku. Kiedy wąskie palce lorda Henryka dotknęły jej, papuga opuściła białe pomarszczone powieki na czarne, przezroczyste oczy i zaczęła pochylać się naprzód i wtył.
— Tak, — rzekł lord Henryk, odwracając się i wyjmując chusteczkę z kieszeni; — w malarstwie opuścił się zupełnie. Jakby coś stracił. Stracił ideał swojej sztuki. Odkąd ty i on nie byliście bliskimi przyjaciółmi, przestał być wielkim malarzem. Co was rozdzieliło? Pewnie cię nudził.