Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bazyli nigdy do Paryża nie przyjechał. Prawdopodobnie dowiemy się za dwa tygodnie, że go widziano w San Francisco. To godne uwagi, że ktokolwiek zniknie, zawsze widziany ma być w San Francisco. Musi to być cudowne miasto. Musi posiadać wszystkie ponęty świata pozagrobowego.
— Jak sądzisz, co się stało z Bazylim? — zapytał Dorjan. Trzymał swego burgunda pod światło i dziwił się, że może tak spokojnie rozmawiać na ten temat.
— Nie mam pojęcia. Jeżeli Bazyli chce się ukrywać, to nie moja sprawa. Jeżeli nie żyje, nie chcę o nim myśleć. Śmierć to jedyna rzecz, która mię przeraża. Nienawidzę jej.
— Dlaczego? — zapytał Dorjan głosem znużonym.
— Dlatego, — rzekł lord Henryk, podnosząc do nosa złotą pokrywkę otwartego naczynia z winegretem, — że można zaprzeczyć wszystkiemu, prócz niej. Śmierć i wulgarność to jedyne dwie rzeczy w wieku dziewiętnastym, których się nie można pozbyć dyskusją. Wypijmy kawę w pokoju muzycznym, Dorjanie. Musisz mi zagrać Chopina. Człowiek, z którym uciekła moja żona, przepięknie grał Chopina. Biedna Wiktorja! Bardzo ją lubiłem. Dom jest bez niej dość pusty. Oczywiście małżeństwo jest przyzwyczajeniem, złem przyzwyczajeniem. Ale żałuje się nawet utraty najgorszych przyzwyczajeń. Może tych właśnie najbardziej. Są one tak istotne jako części składowe osobowości człowieka.
Dorjan nie odpowiedział, lecz wstał, wyszedł do sąsiedniego pokoju, siadł przy fortepianie i począł przebiegać palcami po białych i czarnych klawiszach z kości słoniowej. Kiedy podano kawę,