Przejdź do zawartości

Strona:PL Orkan - Warta.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Coz sie to hań świeci,
E coz sie to hań łyska?“
— „Dyć to nasi hłopcy
Złożyli ogniska“.
„Cyz to o tym casie
Sobótki palują?“
— „Z-edyć to hań w Polsce
Wojnę uchwalują“...

Uchwalili wojnę w Polsce, krótką — niedługą. Zapał serdeczny niósł. Przecież to w pacierzu polskim: „O wojnę powszechną ludów prosimy Cię, Panie...“
Znoszono, co kto miał. A młodzież najżywotniejsza ofiarowała, co miała — mało-niewiele — swe życie.
Poszły oddziały szare... Krzywopłoty — Laski — Konary — Mołotków — Rafajłowa — Jastków — Koszyszcze — Rokitna... Wejście do Warszawy. Później Szczypiórno — Huszt — Murmań... Dramatu polskiego ciąg dalszy.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nie palono sobótek przez lat kilka na Grapie Galicowej.
Aż ci podorastała młodzież nieletnia (życie! życie!) — i tej wiosny, tych Zielonych (jak zielonych!) Świąt, gdym akurat w Poroninie na urlopie bawił, zapłonęły po górach ognie sobótkowe.
Ledwo zapadło słońce za wał Gubałówki i ponikły z wierzchołków Tatr oblaski zorzy zachodu — gdy na widnych wyniesieniach poczęły wykwitać światła. Na zboczu Grapy, na Zubsuchem, na poronińskich działach, na oddalnych, nocą leśną omroczonych Reglach, na wszystkich okólnych wzgórzach roznieciły się ognie