Przejdź do zawartości

Strona:PL Orkan - Warta.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



II.
SOBÓTKI.

Na Galicowej Grapie
Sobótek dziś nie palą:
Na wojnę poszli chłopcy,
Na odpór prociw Moskalom...

Tak mi się czasu wojny zaczęła Duma o Galicy — niedokończona.
Staliśmy wonczas naprzeciw Moskali. (Jakże to widzi się dawno!)
Poszła z Podhala wszystka młodzież, skrzyknięta hasłem nakaźnem na obronę dziedzin — któż, myślimy, będzie tam sobótki palił?
Zresztą paliły się nam co noc sobótki przeraźne — gdyśmy z onym pułkiem czwartym dążyli przez Lubelskie, Siedleckie, podlaską ziemię, ku Litwie. Płonęły wsi, miasteczka, stogi zbóż — szliśmy w okolu pożarów. Co noc wynosiły się pod strop niebios grozą zażegłe łuny. (Jakże to dawno!)
A w on czas podjesienny mobilizacji — gdy ziemią poszedł wstrząs? Kopacze na zagonach prostowali zgięte grzbiety, patrząc na łyskające drużyny, zdziwieni: