Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przestawimy tak: Ja za ciebie będę prosił Boga, a ty mię będziesz żywił. Cóż ty na to?
Zmartwił się Martynjan, bo nie wiedział, co ma odrzec na to. I zatrwożył się niemało na myśl, że może z tego powodu skały tej zbawczej nie osiągnąć.
— Może umiesz co robić? — spytał rybak, poruszony jego zasmuceniem.
Martynjan się namyślał, coby mógł umieć.
— Dasz radę koszyki pleść?
— Ufam pomocy Bożej, że podołam — odrzekł Martynjan spiesznie.
— No, więc taka zmowa między nami stanie: Ja ci będę dostarczał na skałę sitowia i pożywienia, a ty będziesz koszyki plótł. Przytem możesz chwalić Pana Boga, ile zechcesz. Nikt ci tam z ludzi zawadzać nie będzie. A teraz chodź ze mną do chaty, boś pewnie zgłodzony z drogi. Pożywisz się i wypoczniesz. Pouczę cię też, jak masz robotę swoją wykonywać. Rzecz łatwa przy dobrej chęci.
I poszli razem w stronę rybackich chat.

ROZDZIAŁ VI.

Nazajutrz rano odwiózł rybak pustelnika na ową morską wysepkę. Pozostawił mu sitowia, żywności na tydzień i oddalił się.