Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiele o twojej młodości i tej dziwnej urodzie, którą teraz oglądam, zapragnęłam cię widzieć, abym się ciebie napatrzyła. Przebacz mi ten niewinny podstęp i nie bądź taki opryskliwy. Uważ, jak trudną drogę odbyłam...
Martynjan, zaskoczony, stropił się niepomiernie tem jej wyznaniem, i nie wiedział, co ma rzec na to. Nie chciał jednak słabości po sobie pokazać i nie rozchmurzał oblicza.
A jej szatan suflerował dalej, iż mówiła:
— Dziwuję się, poco te posty wasze i taki żywot nieludzki? Gdzie to się w Piśmie znajduje, żeby człowiek nie miał jeść i pić, i pojąć żony ku sobie, jeśli jej pożąda? A któryż to z proroków świętych żony nie miał? Wszak Abraham, Izaak, Jakób, Dawid, wszak i Enoch ów dziwny, który żywo wniesion jest do raju, żony mieli i dziatki z nich, a w jakiej łasce byli Bożej?... Daj Boże nam taką łaskę, cóż więcej możemy pragnąć?
Gdy tak mówiła i innych jeszcze kuszących słów wiele, Martynjan patrzał na nią i widział, że jest piękna. To go więcej przekonywało, niż słowa jej, którym nie znajdował już odporu. Miękczyło się serce jego, istnie jako ten wosk w pobliżu ognia, i mdlały jego lepsze myśli, sukursem niewspomagane.
Co widząc, szatan jął nastawać ogniściej. Mówiła Zoe z pozorem wdzięcznej wstydliwości:
— Słyszałam, jakeś się męczył tam w komór-