Przejdź do zawartości

Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IV.

Uwaga. Często szatan pozorów cnotliwych zażywa, aby tem snadniej zamysły swoje chytre przeprowadzić. O cnocie poczyna się rozmowa — — pilnuj się a bacz dobrze, czyli pod tą pokrywą ułudną, jako żmija pod listowiem wdzięcznem, nie kryje się występek. Nigdy nie dawaj się złudzić pozorami niewinnemi, zwłaszcza, jeśli z białogłową masz do czynienia, jeno bądź uzbrojon na wszelki podstęp zdradziecki i patrz uważnie końca.

· · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Pod noc się miało, gdy Zoe, w nędzne odziana szaty, dzierżąc w ręku tłómoczek podróżny, zastukała do chaty pustelnika.
Uchyli Martynjan drzwi, zaniepokojon, kto o tak późnej porze się dobywa, lecz ujrzawszy w pomroczy postać niewieścią, zamknie je zpowrotem coprędzej, żegnając się, jakoby ducha złego ujrzał.
Zoe jednak nie dała się tem przyjęciem stropić. Ułożywszy głos swój w żebraczy niejako jęk, kołacze do drzwi dalej i woła, rzekłbyś: ostatkiem sił:
— Zmiłuj się, pustelniku święty, a otwórz. Otom tu, zdaleka idąc, na pustyni zamierzchła. Jeśli mię do wnętrza nie puścisz, zwierz mię okrutny rozdrapa. Nie pomnij na to, żem niewiasta, jeno żem stworzenie Boże i obraz Jego. Przez