Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
POMOCNIK.

Pedziałbych, że to on gra...

GRÓBARZ.

Muzyka jego sie błąka... Tak, tak. Coż tak dziwnie pozierasz? Jak umarł Józek z Brzyzka, co na fujarce, jak nikt przed nim ani po nim, grywał, to długo potem jeszcze słychowano tę jego fujarkę...

POMOCNIK.

Dziwne sprawy... To, co najradziej grywał se idęcy... (powtarza, nucąc). „Oj da drina, drina, drina — oj da drina, drina da“.

HANKA.
(jakby i ona słyszała, obziera się z zalękiem i zdziwieniem wokoło — nasłuchuje — poczem wchodzi na cmentarz, zatrzymuje się co parę kroków, i utykając po grobach, jak śpiąca, zbliża się zwolna w stronę wybranego grobu. Słychać dzwony).
GRÓBARZ.

Już go wynoszą... (zdejmuje kapelusz).

POMOCNIK
(szybko kończy robotę, wyłazi z dołu, rzuca deskę w poprzek i odstępuje z westchnieniem).

Nigdych tak ciężkiej roboty nie spełnił...

(Słychać zdala pieśń żałobną w takt wahnień dzwonnych, tak, iż razem z melodją dzwonów tworzy pogrzebny marsz).