Przejdź do zawartości

Strona:PL Or-Ot - Poezje.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
GRUDZIEŃ.


Zabrzęczały srebrne dzwonki,
Zabrzęczały!
Padł na pola i na łąki
Dywan biały!
Hej! Pannami sanie kwiecić!
Oczętami zmierzch rozświecić!
Palnąć z bata — i oblecieć
Choć świat cały!

Czwórka siwków zaparskała
Raźno, zdrowo!
W dal galopem poleciała
Księżycową!
Kopna droga, bystre konie,
Krew młodzieńcza kipi w łonie!
A te oczy! a te dłonie!
„O królowo!”

Jak Oleńka z swym Kmicicem
W dawne lata,
Gna panienka ze szlachcicem
Na kraj świata!
Dawne lata przepływają,
Lecz się serca nie zmieniają:
Jak kochały, tak kochają...
Palić z bata!

Czy to dzisiaj, czy przed laty,
Wszystko jedno!
„Przy twem liczku gasną kwiaty!
Gwiazdy bledną!
Jako Kmicic dla Oleńki,
Na śmierć pójdę i na męki,