Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ha, chce się wam żyć jeszcze?
Ha, zapytajcie ojców waszych, poco gnębili i panowali?

(do Hrabiego)

A ty czemu uciskałeś poddanych?

(do drugiego)

A ty czemu przepędziłeś wiek młody na kartach i podróżach daleko od ojczyzny?

(do innego)

Ty się podliłeś wyższym, gardziłeś niższymi.

(do jednej z kobiet)

Dlaczegożeś dzieci nie wychowała sobie na obrońców — na rycerzy? Terazby ci się zdały na coś, aleś kochała Żydów, adwokatów — proś ich o życie teraz!

(staje i wyciąga ramiona)

Czego się tak śpieszycie do hańby? Co was tak nęci, by upodlić wasze ostatnie chwile? Naprzód raczej za mną, naprzód, mości panowie, tam, gdzie kule i bagnety — nie tam, gdzie szubienica i kat milczący, z powrozem w dłoni na szyje wasze!
KILKA GŁOSÓW: Dobrze mówi — na bagnety!
INNE GŁOSY: Kawałka chleba już niema...
KOBIECE GŁOSY: Dzieci nasze, dzieci wasze!
WIELE GŁOSÓW: Poddać się trzeba — układy — układy!
OJCIEC CHRZESTNY: Obiecuję wam całość, że tak rzekę, nietykalność osób i ciał waszych.
MĄŻ: (przybliża się do Ojca Chrzestnego i chwyta go za piersi) Święta osobo posła, idź skryć siwą głowę pod namioty przechrztów i szewców, bym jej krwią twoją własną nie zmazał!

(wchodzi oddział zbrojnych z JAKÓBEM)

Na cel mi wziąć to czoło, zorane zmarszczkami marnej nauki — na cel tę czapkę wolności, drżącą od tchnienia słów moich na tej głowie bez mózgu!