Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co jedwab sprzedają, i panom, co noszą jedwabie! Przeklęstwo — przeklęstwo!

(umiera)

PRZECHRZTA: Jaki brzydki trup!
MĄŻ: Tchórzu wolności, obywatelu przechrzto, patrz na tę głowę bez życia, pływającą w pokrwawie zachodzącego słońca!
Gdzie się podzieją teraz wasze wyrazy, wasze obietnice: równość, doskonałość i szczęście rodu ludzkiego?
PRZECHRZTA: (na stronie) Bodaj byś także za wcześnie zdechł i ciało twoje psy rozerwały na sztuki! — (głośno) Puszczaj mnie! Muszę zdać sprawę z mojego poselstwa.
MĄŻ: Powiesz, żem cię miał za szpiega i dlatego zatrzymał. (obziera się naokoło) Odgłosy biesiady głuchną ztyłu — przed nami już same tylko sosny i świerki, oblane promieńmi wieczoru.
PRZECHRZTA: Nad drzewami skupiają się chmury — lepiejbyś wrócił do swoich ludzi, którzy i tak już oddawna czekają na ciebie w jarze Św. Ignacego.
MĄŻ: Dzięki ci za troskliwość, mości Żydzie. — Nazad — chcę obywateli raz jeszcze w zmierzchu obejrzeć.
GŁOS POMIĘDZY DRZEWAMI: Syn chamów dobranoc zasyła staremu słonku.
GŁOS Z PRAWEJ: Zdrowie twoje, dawny wrogu nasz, coś nas pędził do pracy i znoju! Jutro, wschodząc, zastaniesz twoich niewolników przy mięsiwie i konwiach. A teraz, szklanko, idź do czarta!
PRZECHRZTA: Orszak chłopów tu ciągnie.
MĄŻ: Nie wyrwiesz się — stój za tym pniem i milcz!
CHÓR CHŁOPÓW: Naprzód, naprzód, pod namioty, do braci naszych — naprzód, naprzód, pod cień jaworów, na sen, na miłą wieczorną gawędkę — tam dziewki nas czekają, tam woły pobite, dawne pługów zaprzęgi, czekają nas.