Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

GŁOS JEDEN: Ciągnę go i wlokę, zżyma się i opiera. Idź w rekruty — idź!
GŁOS PANA: Dzieci moje, litości, litości!
GŁOS DRUGI: Wróć mi wszystkie dni pańszczyzny!
GŁOS TRZECI: Wskrześ mi syna, panie, z pod batogów kozackich!
GŁOS CZWARTY: Chamy piją zdrowie twoje, panie — przepraszają cię, panie.
CHÓR CHŁOPÓW: (przechodząc) Upiór ssał krew i poty nasze — mamy upiora, nie puścim upiora. Przez biesa, przez biesa, ty zginiesz wysoko, jako pan, jako wielki pan, wzniesion nad nami wszystkimi. Panom, tyranom śmierć — nam biednym, nam głodnym, nam strudzonym jeść, spać i pić! Jako snopy na polu, tak ich trupy będą — jako plewy w młockarniach, tak perzyny ich zamków. Przez kosy nasze, siekiery i cepy, bracia, naprzód!
MĄŻ: Nie mogłem twarzy dojrzeć wśród zastępów.
PRZECHRZTA: Może jaki przyjaciel lub krewny jw-go?
MĄŻ: Nim pogardzam, a was nienawidzę. Poezja to wszystko ozłoci kiedyś. Dalej, Żydzie — dalej!

(zapuszcza się w krzaki)

∗                ∗
Inna część boru.
Wzgórze z rozpalonymi ogniami — zgromadzenie ludzi przy pochodniach.

MĄŻ: (na dole, wysuwając się z za drzew z PRZECHRZTĄ) Gałęzie podarły na łachmany moją czapkę wolności. A to co za piekło z rudawych płomieni, wznoszące się wśród tych dwóch ścian lasu, tych dwóch nawałów ciemności?