Strona:PL Negri Miejsce starych.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

urywał się w połowie, przechodząc w ciche drżące mruczenie.
Czoło jedynie pozostało nietknięte na tle ogólnego zniszczenia. Ten sam, co dawniej, miało wykrój kwadratowy i ani jedna nie bruździła go zmarszczka. Skupiła się na niem cała jasność, bijąca z jej duszy bohaterskiej. Kiedy jednak sen sklejał jej powieki, zamykając oczy wyblakłe, a głowa opadała bezsilnie na zgięte, wychudzone ramię, wówczas twarz jej, w zupełnem rozluźnieniu mięśni i ścięgien, stawała się straszną. Ze skrzywionych, zapadniętych ust ulatywał, wraz z wyciekającym z nich sznureczkiem śliny, słaby świst rytmiczny, potężne czoło spłaszczało dolną część maski tragicznej, noszącej na sobie wymowne ślady wszystkich lat przeżytych, mąk przecierpianych, walk zwycięskich i upokorzeń znoszonych. Ziemista barwa twarzy i zielonkawy odcień półtonów, przy zasłonięciu jedynego żywego punktu — spojrzenia wypełzłych oczu — przypominały zupełnie trupa.
Ale złudny jest sen starców. Zdaje się podobnym do śmierci, a tak bardzo jest lekki!... Tak zdawało się, że śpi, w rzeczywistości jednak słuchała, chwytała dzwięki uchem, które — zarówno jak oko — nie utraciło nic ze swojej bystrości... I pewnego wieczora zadygotała, usłyszawszy rozmowę syna i synowej.
— Nie mów tak. Nie wiesz, co mówisz. Ostatecznie to moja matka, wychowała mnie, wychowała naszą Fifi. Nie mogę jej wypędzić z domu.