Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

domu przywitał ich w progu, a czeladź w przedsionku zawołała:
— Szczęść Boże!
— Daj Panie Boże! — odpowiedział swat za ojca i syna.
Zalotnik przestąpił próg jako ostatni; w podwórzu odzywały się głosy kobiet:
— Czysty i ładny to chłop, ten Tomasz; głowę nosi jak jeleń i ma taką ładną rozmarynową różczkę za kapeluszem; gdzie się też takiej dokupił?
Mężczyźni zaś mówili:
— Nie ma się czemu dziwić! Snadno mu nosa zadzierać, gdyż weźmie najlepszą dziewczynę za żonę, w dodatku dobrą tanecznicę i doskonałą gospodynię i nie bez majątku. Ma się z czego cieszyć!
Tego samego zdania byli niejedni rodzice we wsi i gniewali się, że Wikcia za cudzego młodzieńca wychodzi, jakby to we wsi dość dobrych chłopaków nie było.
Innym wydawało się dziwnem i to, że się wszystko z takim pospiechem odbywało i tak „gadu, gadu”, jak to zwykle przy takich i tym podobnych okazyach bywa.
Do wieczora było po zmowach. Pan organista spisał urzędowy akt zrękowin, świadkowie i rodzice podpisali się trzema krzyżykami, imiona i nazwiska zaś położył organista. Wikcia ślubowała Tomaszowi podaniem ręki, że za trzy tygodnie będzie jego żoną.
Na drugi dzień przyszły rówieśniczki Wikci z powinszowaniami, a gdy się „młoda pani” we wsi pokazała, wszędzie za nią wołali:
— Daj ci Boże szczęście, niewiasto!
Lecz gdy młodzieńcy żałować zaczęli:
— Szkoda, Wikciu, że nas odchodzisz, wielka szkoda; czemu nas opuszczasz, Wikciu? — zalała się dziewczyna łzami i rzewnie płakała.
Przez kilka dni była weselsza, wychodzia na wieś bez obawy, która ją zawsze była ogarniała, póki nie miała szkaplerza od kowalowej innie była