Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wtem właśnie sęk, czy jej się inny więcej nie podoba, — rzekł pan młynarz, podawając panu Proszkowi otwartą tabakierę. — I Krystyna miałaby już swego młodego pana i nie chodziłaby jak wymoczona, gdyby jej nie byli zabrali do wojska tego, którego prawdziwie kocha, — dodał pan młynarz, zażywając jako ostatni tabakę i spoglądając z boku na Krystynę, która także przyszła powitać pana Proszka.
— Żałowałem was obojga, gdy mi o tem Tereska napisała, — rzekł pan Proszek, patrząc w bladą, wynędzniałą twarz Krystyny.
— A czy się już Mila wprawił w nowy swój zawód?
— Cóż ma robić! Musi, acz mu to trudno, — odpowiedziała Krystyna, odwracając się do okna, aby ukryć łzy.
— Wierzę, — rzekł pan leśniczy, — wsadźcie ptaka do złotej klatki, las mu będzie milszy.
— Zwłaszcza, gdy go tam samiczka wabi, — dodał pan młynarz, przymykając jedno oko i wykrzywiając usta.
— Ja także byłem żołnierzem, — wtrącił pan Proszek, uśmiechając się błogo i spoglądając oczyma pełnemi miłości na Tereskę, która wybuchnęła śmiechem:
— No, no, z ciebie dopiero bohater!
— Tylko się nie wyśmiewaj, Teresko! Ile razy przyszłaś z ciotką Dorotą przypatrywać się ćwiczeniom na wałach, tyle razy obydwieście się popłakały.
— A ty z nami, — naśmiewała się dalej pani Tereska. — Lecz wówczas nikomu z nas się nie zbierało na śmiech, chyba tym, którzy nam się przyglądali.
— Muszę się przyznać, — rzekł dobroduszny