Strona:PL Němcová Babunia.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak długo kaprysiła, i gadali to i owo, jak to przy takich sposobnościach bywa.
Ku wieczorowi była Wikta wyswatana. Pan bakałarz napisał umowę ślubną, świadkowie i rodzice podpisali ją trzema krzyżykami zamiast imion, które pan bakałarz musiał przypisać, a Wikta obiecała Antkowi przez podanie ręki, że za trzy tygodnie stanie się jego żoną. Nazajutrz przychodziły koleżanki z życzeniami, a gdy Wikta wyszła na nawsie, wszyscy jej winszowali: — Szczęść ci Boże, narzeczono! — A młodzież znowu swoje: — Szkoda cię, Wikto, że nas opuszczasz; czemu nie chcesz zostać między nami? — Wikta słuchała, a w oczach miała łzy.
Przez kilka dni była weselsza, a gdy wypadło jej iść za wieś, szła śmiało i bez trwogi, która nawiedzała ją dawniej, dopóki jeszcze nie miała tego szkaplerza od kowalki i nie była narzeczoną. Zdawało się jej, że wszystek strach z niej spadł i dziękowała za to Bogu i kowalce, która jej tak dobrze poradziła. Ale ta jej radość była nietrwała.
Pewnego wieczora siedziała ze swoim narzeczonym w ogrodzie. Gawędzili zcicha o przyszłem gospodarstwie i o weselu. Nagle Wikta zamilkła, oczy wytrzeszczyła w stronę zarośli, a ręce jej drżały.
— Co ci jest? — spytał narzeczony ze zdziwieniem.
— Spojrzyj między te zarośla naprzeciwko. Czy nie widzisz tam czego? — szeptała Wikta.
Narzeczony spojrzał i odpowiedział: — Ja nic nie widzę, a coś ty tam widziała?
— Tak mi się zdawało, że patrzył na nas czarny strzelec — szeptała narzeczona jeszcze ciszej.
— Poczekaj-no, zaraz zrobimy z tem koniec! — krzyknął Antek, rzucił się naprzód i wszystkie zarośla przeszukał, ale nic nie znalazł. — Ja mu tego jednak nie daruję, jeśli jeszcze i teraz będzie się ciągle gapił na ciebie, to go nauczę po kościele gwizdać! — gniewał się Antek.
— Nie wszczynaj z nim żadnego swaru, Antosiu, proszę cię bardzo; wiesz sam że żołnierz to żołnierz. Ojciec sam był na Czerwonej