Strona:PL Němcová Babunia.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gromadkami, psy leżały u nóg babuni i wywieszając języki oddychały szybko, jakby były zziajane po długim biegu. Drzewa stały nieruchome i ani jeden listek nie poruszył się na nich.
Pan Proszek z żoną wrócili z zamku. — Ludzie kochani, nadciąga straszna burza; czy wszyscy w domu? — pytała pani Teresa już zdaleka. Sprzątano płótno z bielnika, drób, dzieci, wszystko spędzano i zbierano pod strzechę, i zabezpieczano przed deszczem, co trzeba było zabezpieczyć. Babunia położyła na stole chleb, przygotowała gromnicę, okna pozamykała. Świat struchlał, słońce zniknęło za chmurami. Pan Proszek stał na szosie i rozglądał się dokoła. W lesie pod drzewem ujrzał stojącą Wiktę. Wtem zawiał ostry wiatr, ozwał się głęboki grzmot i po czarnych chmurach przeleciała błyskawica. — Mój Boże — przestraszył się pan Proszek —, ta biedaczka stoi pod drzewem! — Zaczął jej dawać znaki i wołać, żeby się od drzewa oddaliła. Ale Wikta przy każdej błyskawicy klaskała w dłonie i śmiejąc się, nawet na pana Proszka nie spojrzała. Zaczynały padać grube krople deszczu, błyskawica za błyskawicą zjeżdżała po czarnych chmurach, pioruny huczały groźnie, burza rozszalała się z całą wściekłością. Pan Proszek wszedł do mieszkania. Babunia zapaliła była gromnicę i odmawiała pacierze razem z dziećmi, które bladły przy każdej błyskawicy i huku pioruna. Pan Proszek chodził od okna do okna wyglądając na świat. Lało się jak z cebra, niebo zdawało się być ustawicznie otwartem, błyskawica leciała za błyskawicą, piorun bił za piorunem, jakby się w powietrzu rozpętały wszystkie furje. Przez chwilę było cicho, ale nagle sino-żółty blask zamigotał przed oknami, błyskawica skrzyżowała się na niebie wdłuż i w poprzek i buch-buch! — uderzył piorun tuż-tuż nad domem. Babunia chciała rzec: — A słowo ciałem się stało! — ale nie wydobyła głosu; pani Proszkowa oparła się o stół, pan Proszek zbladł, Urzula i Bietka padły na kolana, dzieci się rozpłakały. Burza ochłonęła nagle, jakby tem uderzeniem pioruna była wyrzuciła z siebie resztę wściekłości. Coraz słabiej odzywał się łoskot grzmotu, chmury się rozchodziły, przejaśniało się, a miejscami ukazywało się błękitne niebo. Błyskawice były coraz niklejsze, deszcz malał, burza mijała.