Strona:PL Němcová Babunia.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Biedni chłopcy! — westchnęła babunia.
— Oj tak, miła babuniu — przyświadczyła pani matka. — Dopieroż to będzie znowuż lamentu! Myślę, że Milowie też w strachu o Kubę.
— Tak to już bywa, gdy człowiek jest urodziwy — uśmiechnął się pan ojciec i zamrugał okiem. — Gdyby Kuba był nieładny, toby do wojska nie poszedł. Ale zazdrość wójtowej Łucki i gniew córeczki pana administratora przysłużyły się chłopakowi.
— Może tam jeszcze jego ojciec jakoś zaradzi — mniemała babunia. — Przynajmniej taką miał Kuba nadzieję i pocieszał się tem, kiedy na Boże Narodzenie pan administrator nie chciał go przyjąć do dworskiej służby.
— No, stary Mila dałby chętnie jednę albo i dwie stówki — rzekł jeden z gospodarzy.
— Dwie stówki, panie bracie, to za mało — rzekł pan ojciec, — a więcej stary Mila nie zdobędzie, bo gospodarka nie duża, a trzeba wyżywić kilkoro dzieci. Najlepiejby było, gdyby się chciał żenić z wójtów Łucką, ale na upór kochania nie ma gadania. Ja wiem, że jeśli Kuba będzie musiał stawać do wojska, to nawet gdyby mu zostawili wybór, to jeszcze wolałby zostać żołnierzem, niż stać się zięciem wójtowym.
— Jedna plaga warta drugiej — wtrącił jeden z gospodarzy. — Kto Łuckę za żonę dostanie, to nie będzie potrzebował szukać pokuty, bo całe życie będzie mu za pokutę.
— Najbardziej mi żal tej poczciwej Krysi — rzekła babunia, — Co ona pocznie?
— Dziewczyna, jak dziewczyna — zamrugał pan ojciec oczami — popłacze sobie, ponarzeka i tyle. Gorzej będzie Kubie.
— Pewno że gorzej, bo kto nie idzie do wojska z upodobania, temu trudno przywyknąć, ale wreszcie przyzwyczaja się każdy, bo mus — mówiła babunia. — Wiem ja dobrze, panie ojcze, jak się rzeczy mają. Nieboszczyk mój Jerzy, Panie świeć nad jego duszą, musiał się przyzwyczajać do gorszych rzeczy, a ja razem z nim, ale nasza sprawa była inna, a z Krysią też inna. Jerzy dostał pozwolenie na żeniaczkę, pobraliśmy się i żyliśmy spokojnie. Ale tutaj