Strona:PL Němcová Babunia.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zgrzani. Ty, Janku, nie zjedz chleba. przed czasem i nie żądaj potem od Basi i Wilusia. A teraz idźcie z Panem Bogiem. Wieczorem wyjdziemy wam z Adelką na spotkanie.
— Ale, babunia, nie zapomnij zostawić nam obiadu i trochę z wszystkiego, co będziecie mieli — prosił Janek.
— E, idź, głuptasku, jakżebyśmy zapomnieli o was! — śmiała się babunia. Potem poznaczyła dzieci krzyżem, ale kiedy już chciały iść dalej, jeszcze sobie coś przypomniała. — Jakby miała nadciągnąć burza, ale ja myślę, że burzy nie będzie, to się nie bójcie, idźcie spokojnie swoją drogą, módlcie się, ale nie stawajcie pod drzewem, bo w drzewa często piorun uderza.
— Wiemy, babuniu, bo tatuś też nam o tem już mówił.
— No to idźcie z Bogiem i kłaniajcie się panu nauczycielowi!
Potem babunia szybko zawróciła, żeby dzieci nie widziały, że jej się oczy trochę załzawiły. Psy obskakiwały dzieci wysokiemi skokami, ciesząc się, że pewno pójdą z niemi na spacer, ale Janek powiedział im ostro, którędy droga i kazał im wracać do domu. Na zawołanie babuni psy poszły za nią, ale obejrzały się jeszcze parę razy, czy jednak które z dzieci ich nie zawoła. I babunia także się oglądała, aż dopiero widziała, że dzieci zachodzą już za mostek, gdzie czekała na nie Marynia, ruszyła żwawiej ku domowi. Przez cały dzień była niezwykle zamyślona, chodziła po domu, jakby kogoś szukała. Ledwo kukułka na zegarze odkukała godzinę czwartą, babunia odłożyła wrzecionko i rzekła do Adelki: — Pójdź, dziewczynko, wyjdziemy naszym uczniom na spotkanie. Poczekamy na nich koło młyna. — Więc poszły.
Przy posągu pod lipami siedziała pani matka i pan ojciec, a kilku gospodarzy, co przyjechali z mlewem, stało koło nich. — Idziecie dzieciom na spotkanie, prawda, babuniu? — wołała pani matka zdaleka. — My też wypatrujemy naszej Maryni. Siadajcie, babuniu, u nas!
Babunia usiadła. — Co nowego słychać? — pytała pana ojca i innych.
— Właśnie opowiadam, że młodzież musi jeszcze w tym tygodniu stawić się do poboru — ozwał się jeden z gospodarzy.