Strona:PL Němcová Babunia.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wtem przyszła babunia i oboje musieli przyjąć od niej poczęstunek. — Przyszedłeś nam, Kubo, jak na zawołanie — rzekła babunia z uśmiechem do młodzieńca. — Właśnie zastanawiałam się, którego z tych kawalerów poproszę, żeby z nami jechał, bo ja się naszych dzikich koni boję, jak niema przy nich zięcia albo kogoś, kto się z końmi umie obchodzić. Nasz woźnica Wacław jeździ nieuważnie. Przysiądź się do nas!
— Z miłą chęcią — odpowiedział chłopak i wykręciwszy się na pięcie, pobiegł do szynkowni zapłacić, co był winien.
Dzieci pożegnały się z Helenką, panią kumą i rodzicami i wsiadły do powozu. Krysia przysiadła się do nich, Kuba wskoczył na kozieł obok woźnicy i konie ruszyły.
— Patrzcie-no, jaki pan! — wołali inni chłopcy za swoim kolegą, jadącym w powozie, ale on się tylko roześmiał i rzuciwszy okiem za siebie, zawołał wesoło: — Albośmy to jacy tacy?! Ten, co za nim wołał, to był jego najlepszy przyjaciel Tomesz i cieszył się razem z nim, więc nie rzekł nic więcej, tylko podrzucił czapkę do góry i zaśpiewał: — Ej, kochanie, kochanie, skąd cię ludzie biorą? Na górach nie rośniesz, w polu cię nie sieją!
Dalszego ciągu piosenki w powozie już słychać nie było, bo konie rwały z kopyta i śpieszyły do domu.
— Czyście się aby pomodlili, jak się należy? — pytała babunia dziatwę.
— Ja się modliłem, ale Wiluś pewno nie — mówił Janek.
— Nie wierz mu, babuniu, ja wciąż odmawiałem Ojcze nasz, ale on mnie szturgał i nie dawał mi spokoju po drodze! — tłumaczył się Wiluś.
— Janku, Janku, ty bezbożny chłopcze! Latoś będę jednak musiała poskarżyć się na ciebie świętemu Mikołajowi — pogroziła babunia zbytnikowi.
— I nic nie dostaniesz na wiązanie! — odgrażała się Adelka.
— A prawda, przecież to już niedaleko do Jana Chrzciciela i będą u was imieniny — ozwała się Krysia.