Strona:PL Němcová Babunia.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A co mi dasz na wiązanie? — pytał Janek jakby nigdy nic.
— Dam ci powrósło na wiązanie, kiedyś taki zbytnik — śmiała się Krysia.
— Powrósła nie chcę — boczył się chłopak, a dzieci się z niego śmiały.
— A co ty dostajesz na wiązanie? — pytała Basia Krysię.
— Nic; to nie jest u nas obyczajem, tylko u państwa. Ale raz dostałam powinszowanie od jednego nauczyciela, co był na zamku. Mam je nawet w książce od nabożeństwa — rzekła i wyjęła z książki złożoną kartkę, na której było wypisane życzenie wierszowane, a dokoła wierszyków był wianuszek z róż i niezapominajek szpileczką powykłuwany i pomalowany. — Schowałam to sobie dla tego malowanego wianuszka, bo powinszowania nie rozumiem.
— Alboż nie po czesku napisane?
— Po czesku, ale strasznie uczenie. Niech babunia słucha, jak to się zaczyna: — Słuchaj mnie, urocza moja, córo młodej wiosny! — Takich rzeczy nie rozumiem, a to się ciągle powtarza, od początku do końca. Ja przecież nie jestem córą wiosny, bo mam ojca i matkę, jak się należy. Tak dużo czytywał ten człowiek, aż mu się w głowie od tego przewróciło.
— Tak sobie o nim nie myśl, moje dziecko, bo to musiał być człowiek bardzo rozsądny, na książkach uczony, a takiego my już naszym rozumem nie rozumiemy. Jak jeszcze mieszkałam na Kładzku, to koło nas mieszkał taki uczony książkowy człowiek. Jego gospodyni — tacy uczeni zrzadka tylko się żenią — przychodziła do nas dość często i opowiadała nam o nim co to za dziwak. Przez cały dzień siedział zagrzebany w książkach jak kret. Gdyby mu jego Zuzanna nie była przypomniała, że czas siadać do stołu, to przez cały dzień nie byłby pomyślał o jedzeniu. Zuzanna musiała o wszystkiem pamiętać; gdyby nie ona, to byłyby go mole zjadły. Co dzień wychodził na godzinę i spacerował sobie, ale sam jeden, bo towarzystwa nie lubił. Jak wychodził z domu, to wpadłam czasem na chwilę do jego Zuzanny; bardzo lubiła słodkie likiery, a chociaż ja gorzałki