Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

liszek koniaku. Gdy zbliżył kieliszek do ust, wzrok jego padł na nieznajomego, który właśnie wychodził. Widok tego człowieka zmieszał i zaniepokoił go wielce.
— A! To w istocie rzecz ciekawa, pomyślał, tego człowieka nie widziałem nigdy w życiu, a przecież zdaje mi się, jakobym go znał bardzo dobrze. Gdzie ja go na świecie zdybać mogłem?
Rodille usiłował przypomnieć sobie wszystkie znajomości, lecz w żaden sposób nie mógł odgadnąć, kim by był ten człowiek o bladem i pooranem licu i siwych włosach, wyglądający tak, jak gdyby w życiu wiele przeniósł na sobie cierpień i boleści.
Służąca szła przodem wschodami do góry i otworzyła drzwi Nr. 10. Nieznajomy wszedł a za nim pies.
W tej chwili przypomniał sobie Rodille, co chciał wiedzieć. Uderzywszy pięścią o stół, rzekł półgłosem do samego siebie:
— Gdzież to podziałem do dyabła moje pięć zmysłów! Wszakże to jasne jak słońce! Ten człowiek ma wielkie podobieństwo do Vaubarona! Potem dodał: — Hm! A gdyby to on był w istocie?
— E! To jest wcale niemożliwe, pomyślał — i trzebaby być szalonym, aby coś podobnego przypuścić. Przed dwunastoma laty skazano przecież Vaubarona in contumaciam na karę śmierci. Niewątpliwie opuścił Francyę, bo inaczej sto razy już by go schwytano, a potem ten człowiek ma co najmniej lat sześćdziesiąt, gdy tymczasem Vaubaron zaledwie czterdzieści mieć może. Nic na świecie