Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzenia będzie mógł gospodarza zapytać. Przypadek przyszedł mu w pomoc, bo zaledwie począł jeść, odezwał się dzwonek, poczem Tanvels krzyknął:
— Bereniko, prędko, to ten gruby pan z Paryża. Idź na górę i dowiedz się, czego żąda.
Berenika pospieszyła na górę, a Rodille natężył słuch, bo słowa „ten gruby pan z Paryża“ mogły się odnosić do Laridona. Rodille myślał, że toby był przypadek nadzwyczajny, gdyby właśnie w tej chwili do gospody w Montvilliers aż dwu grubych panów z Paryża zajechało. Pomimo tego miał jeszcze wątpliwość, która przecież nie trwała długo, bo Berenika rychło powróciła i usunęła wszelką niepewność.
— No, czegóż chce ten katolik? — zapytał Tanvels.
— Naprzód chce jeść.
— A do dyabła. To już dzisiaj trzeci objad z rzędu. Zdaje się, że mu już jest znowu dobrze.
— Chętnie temu wierzę — rzekł Rodille.
— Tak kochany panie. Gdy przedwczoraj wieczór tu zajechał, to wtenczas niktby nie pomyślał, że tak rychło wyzdrowieje, bo bardziej był podobny do trupa, niż do żyjącego człowieka.
— Istotnie tak — wtrąciła Berenika — biedak nie mógł stać na nogach, już myślałam, że go trzeba będzie pochować.
— Więc zanieś mu jeść. Czy chce jeszcze czego?
— Tak, chce wiedzieć, kiedy odjeżdża okręt z Hawru do Anglii.
— To zależy od przypływu morza — odpowiedział gospodarz, przewracając kartkami w kalenda-