Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kolanach i położył głowę na dłonie, dymiąc z krótkiej fajeczki, jakiej majtkowie w Normandyi używać zwykli. U nóg tego człowieka leżał w kłąb zwinięty gończak i spał spokojnie. Między tym człowiekiem a Laridonem nie było najmniejszego podobieństwa. To też Rodille po krótkiej chwili odwrócił zwrok i patrzał dalej na podwórzec zajezdnego domu, bardzo źle utrzymywany.
Na podwórzu wisiała na drucie duża lampa, umbrą z góry przysłonięta i rozświecała dość duże koło. Przy świetle lampy można tu było widzieć drzwi od wozowni, stajni i piwnic. Wschody prowadziły na ganek, ciągnący się wzdłuż domu. Na ganku były widoczne numerowane drzwi, prowadzące oczywiście do gościnnych pokoi. Chciwym wzrokiem przebiegał Rodille czarną farbą oznaczone liczby i zapytywał siebie samego:
— Czy ten nędznik bawi tu jeszcze, czy też szybko oddala się z każdą minutą, podczas gdy ja tu siedzę spokojnie i daremnie czas tracę? Czy moje trudy i usiłowania odniosą skutek, czy też będą daremne? Ach! Kto mi pomoże, kogo mam zapytać!
Tok tych myśli przerwał Alain Tanvels, który z czapką w ręku i pochylonym grzbietem stanął przed rzekomym anglikiem i najpokorniej zapytał:
— Milord będzie łaskaw siąść do stołu. Już dano jedzenie. Spodziewam się, że Milord będzie zadowolony.
— O yes! — odpowiedział Rodille — bardzo chętnie, o yes!
Rodille siadł do stołu myśląc, że w ciągu je-