Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czku, jak jedną dobę.
— Już wiem, co chciałem wiedzieć — rzekł Rodille — a teraz do dzieła. Nie mam ani chwili czasu do stracenia i muszę łotra dogonić, zanim Francyę opuści. Jeźli wsiądzie na okręt, to sprawa byłaby jeźli nie całkiem straconą, to przynajmniej wielce utrudnioną, bo jakżebym w Anglii mógł żądać wymiaru sprawiedliwości?
— Mógłbyś pan żądać wydania tego człowieka.
— Wydania! Wybornie! — rzekł Rodille wzruszając ramionami. — To prawdziwie śmieszna rzecz. Ja miałbym prokuratoryi powierzyć moją sprawę! Cha, cha, cha! To mnie do śmiechu pobudza. Nie, kochany doktorze, lepiej mi z tem, gdy sam sprawę załatwię. Więc do widzenia!
Rodille powrócił do domu na ulicy muzealnej, przywołał Pawła Mercier, do którego miał zaufanie, polecił mu prowadzenie interesów w ciągu swej nieobecności, a potem dobył paczkę rozmaitych paszportów i wybrał jeden z nich opiewający na imię Tom Brown, Espu. Widać z tego, że miał na myśli zamienić się w Anglika.
Jeszcze nie wybiła godzina dziesiąta, gdy jakiś gentleman z ogromnemi rudemi bokobrodami, z ostrogami przy ogromnych butach i z paszportem w ręku na poczcie ulicy Pigalle jawił się. Gdy konia zaprzęgnięto do pocztowego wózka, wsiadł ów jegomość. W pstry uniform przybrany pocztylion zadął w trąbkę i świsnął batogiem, poczem wózek cwałem potoczył się w kierunku do Normandyi.