Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jaki przypadek spowodował pana do tak późnego pozostania w mej kancelaryi? zapytał pryncypał.
— Moi koledzy już dawno poszli do domu, lecz ja musiałem pozostać nie mogąc kancelaryi zamknąć. Nie ma klucza. Sądziłem przeto, że to niebezpiecznie zostawić drzwi otwarte.
— Dobrze pan zrobiłeś, lecz gdzie jest pan Laridon?
— Posłał mnie na przedmieście Saint Germain, a gdy powróciłem, już go w domu nie było.
— Kiedyż wyszedłeś pan z domu?
— Około godziny trzeciej.
— I od tego czasu nie widziałeś go pan więcej?
— Nie widziałem, proszę pana.
— Teraz gdy ja jestem w domu, możesz pan odejść.
Pozostawszy sam, Rodille usiłował daremnie pohamować straszny gniew i uderzył pięścią w stół.
— Na tego łajdaka wcale się spuścić nie można. Ten łotr zostawia kancelaryę otwartą i wynosi się z domu! To nie do przebaczenia! Ten szelma nie ma co robić, jeno żre, pije i gnije. Poczekaj! Nie będziesz tu długo popasał!
Wynurzywszy te groźne myśli, Rodille położył się spać, bo był zmęczony. Nazajutrz rano chciał się napoić widokiem zdobytych skarbów, lecz zaledwie obraz ze ściany zdjął, spostrzegł natychmiast ślady włamania się. Drżącą ręką otworzył drzwiczki, które wcale nie były zamknięte i ujrzał, że skrzynka zniknęła. Rodille wydał głuchy okrzyk