Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stym rumakiem — lecz sprowadź mi fiakra jakiegobądź, byle rychło.
Właśnie na to liczył Rodille, który teraz przemówił:
— O tym czasie trudno będzie znaleźć dorożkę.
— Rób co możesz. Liczę na twoją gorliwość.
— Nie stracę ani chwili czasu.
Rodille wyszedł i udał się na róg ulicy Koliseum, gdzie Laridon czekał od godziny ósmej.
Wicherek tymczasem z trudem przyodział się jak mógł, bo senność na nowo trapić go poczęła. Uporawszy się z tem, otworzył żelazną skrzynię, czego Rodille nie poważył się uczynić. Ze skrzyni dobył worek z dukatami, paczkę banknotów i pugilares z pięciomaset tysięcy franków w listach zastawnych. Złoto i banknoty wsunął do kieszeń u spodni, obligacye zaś ukrył w kieszeniach surduta, pozapinał się, wziął do tłumoczka nieco z odzieży, nie zapomniał o pistoletach i gotów był do podróży. Z niecierpliwością oczekiwał teraz powrotu kamerdynera.
— Co mi się stało do dyabła? krzyknął potem poczuwszy dziwne osłabienie — moje nerwy i muszkuły utraciły wszelką sprężystość, a krew zaledwie porusza się w żyłach. Do pioruna, Wicherku bądźże mężem, bo teraz nie pora, abyś był zniewieściałym. Rzekłszy to, otworzył okno i zaczerpnął świeżego powietrza.
— To rzeźwi, a, to dobrze, mruczał pod nosem — byle tylko służący rychło przyprowadził fiakra.
W tej chwili posłyszał turkot wozu.
— Może to on, pomyślał rzekomy Vicomte.