Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pełnie nie pomoże.
Wicherek wziął szklankę do ręki i wypróżnił duszkiem.
— Czy pan Vicomte jeszcze potrzebuje czego?
— Dziś nie potrzebuję nic więcej. Czy masz twardy sen?
— Wcale nie. Lecąca mucha może mnie obudzić.
— Bardzo dobrze. Gdybym cię potrzebował, to zadzwonię.
Zaledwie Rodille wyszedł z pokoju, Wicherek wstał z łóżka, zbliżył się ku drzwiom i zamknął je na dwa spusty. Słysząc to Rodille tylko ramionami wzruszył.
Nazajutrz rano około godziny dziewiątej dał się słyszeć dzwonek. Rodille pospieszył do sypialni, aby załatwić, co było potrzeba. Podczas śniadania prosił towarzysz Lorraina o dalsze rozkazy.
— Wychodzę na dwie godziny — była odpowiedź.
— Czy pan Vicomte będzie jadł objad w domu?
Wicherek pomyślawszy chwilę odpowiedział przecząco.
— Wszystko idzie jak z płatka — pomyślał Rodille — nie może być lepiej.
Około godziny siódmej wieczorem Rodille najął dorożkę i pojechał na ulicę muzealną, gdzie go Laridon oczekiwał.
Rodille wziął go do wozowni, którą był najął, zaprzągł kobyłę do wozu i zaświecił latarnię. Laridon tymczasem przebrał się w bluzę, nałożył na głowę woźniczą czapkę i drżąc zajął miejsce na koziołku.