Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

garderobie odkrył ciężką, żelazną skrzynię hermetycznie zamkniętą.
— Aha! Tutaj psa pochowano! Tu pan Vicomte ukrył swoje a raczej moje własne pieniądze.
Rodille chciał się natychmiast wziąść do roboty, lecz nagle wstrzymał się i rzekł do samego siebie:
— Wicherek sam był złodziejem, musiał się przeto obawiać aby go nie okradziono i niezawodnie użył wszelkich możliwych środków celem zabezpieczenia swej kasy. Nie podlega wątpliwości, że ta skrzynia jest zarazem łapką na złodzieja i strzał z pistoletu po jej otwarciu mógłby odpowiedzieć na źle zastosowaną ciekawość. Potrzeba być ostrożnym, aby się nie narazić.
Domniemywania nie omyliły opryszka i ocaliły go od niechybnej zguby. Wicherek urządził skrzynię tak, że ktokolwiekby się dotknął zamku bez poprzedniego dotknięcia się pewnych punktów, naraziłby się na wystrzały ukrytych pistoletów. Po tem urządzeniu sądził Wicherek, że może bez obawy złożyć w skrzyni kosztowności i papiery.
Rodille udał się, oglądnąwszy skrzynię, na przedmieście Św. Antoniego, gdzie było mnóstwo sklepów z żelaziwem rozmaitego rodzaju. Właściciele tych sklepów zajmywali się skupywaniem starych, zużytych wozów, rozbieraniem tychże na części i sprzedawaniem żelaznego okucia. Tam kupił za sto talarów jakąś starą landarę, która od biedy jeszcze kilka dni mogła się tłuc po bruku. Handlarz końmi sprzedał mu nędzną, kulawą i ślepą kobyłę, a rymarz zaopatrzył go w uprząż z tysiąca kawałków