Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czonej po uszy zakochany.
— Dla Boga! Co słyszę!?
— Czy to pana zadziwia?
— Niezmiernie! Codziennie noszę tej panience bukiety i przekonałem się, że jest brzydka jak grzech śmiertelny.
— O coś podobnego nie można się spierać. Są gusty i guściki.
— Ma włosy rude jak żydówka.
— Właśnie to podoba się memu panu.
— A potem patrzy jednem okiem w prawo, a drugiem w lewo.
— Mój pan powiada, że to jej przydaje szczególniejszego uroku. Jednem słowem, mój pan ubóstwia pannę Grinchard. Widzi pan, że wiem nawet jej nazwisko. Mój pan liczy na moją, zręczność i obecność w domu Vicomtego. Mojem zadaniem jest sprowadzić małe nieporozumienia i spowodować pewne wypadki, któreby ślub Vicomtego z tą panienką uniemożliwiły a przynajmniej odwlokły. Oto jest najczystsza prawda. Czy jesteś pan teraz zadowolony?
— Teraz najzupełniej. W gruncie rzeczy tylko zażartuję sobie z mego pana, bo cóż mi na tem zależeć może, ażali się ożeni lub zostanie starym kawalerem. Widząc, że tu idzie o sprawy miłośne, a nie o rzecz niebezpieczną, byłbym osłem, gdybym własne szczęście chciał podeptać nogami. Zgadzam się zatem i możesz pan na mnie liczyć.
— Byłbyś pan łotrem, gdybyś mnie zawiódł. Te pięć tysięcy franków są jego własnością.