Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ on nie może się obejść bez kamerdynera i niezawodnie prośbie odmówi.
— Musisz mu pan na ten czas dać zastępcę, za którego ręczyć możesz.
— Zastępcę? Zkądże go wezmę do dyabła?
— Jestem gotów panu usłużyć.
Lorrain uderzył się ręką po czole, wypróżnił szklankę i roześmiał się na całe gardło.
— A! teraz rozumiem wszystko. Pan sobie ze mnie żartujesz, a ja jestem zanadto dobry człowiek, abym się mógł za to pogniewać. Możesz pan dalej jechać, jeźli ci się to podoba.
— Daję panu najuroczystsze słowo honoru, że mówię seryo.
— Więc chciałbyś pójść do mego pana?
— Tak jest.
— Ależ to niepodobne do prawdy!
— Dlaczego?
— Naprzód dlatego, że nie znam pana wcale i nie mógłbym ręczyć.
— Więc mnie pan podejrzywasz?
— W tak ciekawych okolicznościach nie mogłoby być inaczej.
— W każdym razie byłoby to bardzo śmieszne, bo wiesz dopiero, czego żądam, a nie wiesz wcale, co ci za to mogę ofiarować.
— Mów pan, a zobaczymy.
Rodille dobył z kieszeni pięciu banknotów po tysiąc franków, rozłożył je na stole i rzekł:
— Najprzód daję panu pięć tysięcy franków, a potem, gdy od Grelu powrócisz, zobowiązuję się