Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z ochotą poświęcę ci uszy kochany panie kolego.
— Wiesz pan zatem, że pierwszą moją myślą było, udać się zaraz po objedzie do pana Vicomte z Coursolles.
— Czy chciałeś z nim mówić?
— Z nim? Ani słowa.
— A z kimże?
— Z panem.
— Pan żartujesz.
— Mam polecenie udzielić panu ważnych wiadomości i postawić wniosek, od którego pańskie szczęście zależy.
— Moje szczęście? Przyjmuję wniosek bezwarunkowo, bo jeszcze nigdy przeciw własnemu interesowi nie działałem. Więc o cóż chodzi?
— Zaraz się pan o tem dowiesz, lecz pozwól, abym ci wprzód zadał kilka pytań.
— Z ochotą będę panu odpowiadał.
— Jak długo służysz pan u Vicomtego?
— Służę, odkąd z podróży powrócił i ten dom zamieszkał, więc sześć miesięcy.
— Kto pana do niego sprowadził?
— Nikt. Ja sam przedstawiłem mu się. Mam dobre świadectwa i przyjął mnie natychmiast.
— Ileż panu płaci?
— Sześćset franków.
— To bardzo mało?
— Co robić? Bierze się, ile można.
— Cóż oprócz płacy dostajesz?
— Bardzo mało i nie mam żadnych bocznych