Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zjem objad, który pan zapłaci.
— Zaraz zobaczymy, czy tak będzie.
Fortuna zawiodła Rodillego także i tym razem.
— Powiedziałem to panu z góry, krzyknął Lorrain — nie masz pan szczęścia i ostatnie spodnie mógłbyś dziś przegrać.
Rodille sięgnął do kieszeni i wyciągnął całą garść złotówek i banknotów.
— O cóż tu chodzi? Widzisz pan przecież, że dziś jestem przy pieniądzach, a zresztą, to jest rzeczą wcale obojętną, kto płaci, jeźli tylko dobrze zjeść możemy.
Rzekłszy to, stuknął kilkakrotnie o stół, a gdy gospodarz się zjawił, zapytał go, czy nie ma osobnego gabinetu.
— Mam panie! Obok sali znajduje się osobny gabinecik.
— Dobrze! Zjemy tam objad. Niech nam pan każę przygotować jak najlepszy. Zapłacę, co się będzie należało, a po wino zejdź pan sam do piwnicy i daj nam jak najlepszego.
— Do dyabła kolego — rzekł Lorrain zdziwiony — pan to dobrze rozumiesz. Musisz mieć miejsce nielada i dobrze ci płacą.
— Nie skarżę się. Miejsce mam rzeczywiście dobre.
— Ileż ci płacą?
— Tego nie wiem.
— Jakto, tego nie wiesz?
— Mój Boże! Jakżebym mógł wiedzieć? Mój pan jest bardzo bogaty i wspaniałomyślny, daje mi