Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do kogo innego. Łatwo można znaleść w Paryżu ludzi dobrej woli i uzdolnionych.
— Jak się panu podoba.
— Więc mów pan a zobaczę.
— Dasz mi pan pięć procent od spodziewango posagu.
— Pięćdziesiąt tysięcy franków! krzyknął Coursolles.
— Nie mniej, nie więcej.
— Pan jesteś szalony.
— Możesz pan przyjąć albo nie. Tymczasem muszę pana poprosić, abyś się rychło decydował, bo nagła sprawa powołuje mnie do odległej części miasta i muszę pana pożegnać.
Rodille powstał. Nieznajomy myślał jeszcze chwilę, a potem rzekł:
— Pan mi przykładasz pistolet do piersi, lecz potrzebuję pana, a zatem niech będzie.
— Tak, to mi się podoba.
— Czy chce pan zadatku?
— Wcale niepotrzebny. Ufam panu najzupełniej, a zresztą, gdybym panu nie dowierzał i był zdania, że mnie oszukasz, tobyś sam tego żałował. Jeszcze nikt nie uszedł bezkarnie, kto mnie oszukał.
— Kiedyż otrzymam papiery?
— Za cztery dni.
— Czy tu, czy u mnie w domu?
— Zastosuję się do jego własnej woli w tym względzie.
— Więc niech to będzie u mnie. Dziś jest poniedziałek. Zatem oczekuję pana w niedzielę wieczór.